Nocny Kochanek: uwielbiamy wygłupy
fot. nadesłane
Rozmowa z Krzyśkiem Sokołowskim.
REKLAMA
Skąd wziął się pomysł na autoparodystycznych Zdrajców metalu?
Właściwie to już nasza pierwsza płyta, Hewi Metal, była trochę autoparodystyczna. W tekstach często pojawiały się żartobliwe nawiązania do subkultury metalowej. Sami do niej należymy, choć już niekoniecznie nosimy glany i długie włosy i rzadziej pijemy tanie wino w parku – a kiedyś byliśmy takimi Dżentelmenami metalu (śmiech). Dlatego na drugiej płycie postanowiliśmy ponabijać się z samych siebie, ponieważ staliśmy się zdrajcami dla ortodoksyjnych fanów metalu. Przy okazji podkoloryzowaliśmy też pewne cechy muzyków metalowych w utworze o wymownym tytule Smoki i gołe baby. Ale też stwierdziłem, że w sercach wciąż mamy długie włosy i glany (śmiech). Ludzie obecnie nie do końca zdają sobie sprawę, co to jest ten heavy metal. Dlatego na sesję fotograficzną do płyty Zdrajcy metalu założyliśmy skóry i łańcuchy, umalowaliśmy twarze w stylu blackmetalowym i przywdzialiśmy t-shirty z George’em Michaelem czy Justinem Bieberem (śmiech).
Zaskoczyły was sukces waszego debiutanckiego albumu Hewi Metal i dobra frekwencja na waszych koncertach?
Spodziewaliśmy się dobrego odbioru, ponieważ przy naszych pierwszych jajcarskich numerach po polsku odbieraliśmy liczne sygnały zapotrzebowania na kontynuację, ale nie spodziewaliśmy się aż takiej skali sukcesu. Kiedyś z Night Mistress graliśmy koncerty dla stu osób, a na ostatnim koncercie Nocnego Kochanka w Warszawie było prawie tysiąc! Przychodzą nie tylko młodzi metalowcy, ale też starsze pokolenie z luźniejszym poczuciem humoru oraz osoby zupełnie wcześniej nie związane z metalem − rzekłbym nawrócone (śmiech). Prawda jest taka, że społeczeństwu znudziło się wałkowanie takiej samej muzyki. Poza tym sam jako fan czekałem na nowy heavy metal po polsku, nie tylko w wykonaniu Kata, Turbo i TSA. A dzięki Nocnemu Kochankowi można pośpiewać i pobawić się przy metalowych dźwiękach.
Na drugiej płycie znajdziemy sporo swobodnych nawiązań do twórczości ikonicznych grup, jak AC/DC w Pierwszego nie przepijam, Judas Priest w Poniedziałku, Running Wild w De Pajrat Bej, Primal Fear w Dziabniętym, Tenacious D w Gdzie jesteś. Takie podejście ułatwiło pracę, czy wręcz przeciwnie?
Nie wiem (śmiech). Nocny Kochanek z założenia jest tworem, który naśladuje – więc wręcz zobligowani byliśmy do pójścia tą drogą. Musiało być dużo klimatów Judas Priest, Iron Maiden, Helloween czy Primal Fear. Na drugiej płycie poszerzyliśmy formułę, choćby o AC/DC, bo do nich jeszcze nas nie porównywali, a bardzo ich lubimy. A jeśli chodzi o mnie, to Whole Lotta Rosie był moim sztandarowym numerem na karaoke (śmiech). Pierwszego nie przepijam nagrałem prawie w całości z marszu po całym dniu nagrań, kiedy głos był naturalnie zmęczony i bardziej chrypiący. Z kolei w Gdzie jesteś chyba podświadomie nawiązaliśmy do Tenacious D, bo Kazon i ja jesteśmy ich wielkimi fanami.
Odnoszę wrażenie, że partie wokalne uprościliście, ale instrumentalnie wręcz przeciwnie, kombinujecie sporo.
Zależało nam na prostych melodiach, ale chłopaki na tej płycie rzeczywiście polecieli. Jest dużo gitarowych wygibasów, również nasz nowy perkusista, Tomasz Nachyła, starał się bardzo mocno pokazać jak najlepiej swe umiejętności. Chodzi nam jednak o muzykę rozrywkową, więc mam nadzieję, że wokal trzyma fason, by było prosto, acz nie prostacko.
Wasze przaśne teksty wiele osób konsternują zamiast bawić. Co im powiesz?
Nic (śmiech). Trudno. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Nie dziwi mnie fakt, że nie wszystkim odpowiada taki rodzaj żartu. My po prostu uwielbiamy wygłupy. Co prawda staramy się, by teksty nie wyszły zbyt żenująco, choć momentami nam to nie wychodzi (śmiech).
Macie jednak szlachetne wzorce, bowiem humor Piosenki o niczym nawiązuje do kultowego filmu Beavis And Butt-head Do America.
Tekst tego utworu powstał przed muzyką, co bardzo rzadko się nam przytrafia. Napisałem go jadąc busem, a Arek (Cieśla vel Majstrak, gitarzysta grupy – przyp. łw) momentalnie dorobił dźwięki. To faktycznie piosenka o niczym. Szukałem rymu do słowa śpiewa i zastosowałem lesbijska mewa, mając w pamięci genialną piosenkę z Beavisa i Butt-heada.
Krzysztof Skiba nazwał was „metalowym Big Cycem”. Co ty na to?
To ogromny komplement. Big Cyc był prekursorem jajcarskiego grania w naszym kraju, więc jesteśmy szalenie dumni z tytułu „metalowego Big Cyca”, nadanego nam przez samego Skibę.
Czy sytuacja z De Pajrat Bej przydarzyła się komuś z was?
Nie, to kolega kolegi trafił omyłkowo w internecie na porno innej orientacji (śmiech). Poszliśmy po linii skojarzeń, skoro torrenty to piraci, a skoro piraci to Running Wild, więc we wstępie nawiązaliśmy po swojemu do ich Port Royal.
A Pigułkę samogwałtu, o której śpiewacie, stosujecie?
(śmiech) Pigułkę wymyśliliśmy jako broń dziewcząt chodzących na dyskoteki przeciwko natarczywym napaleńcom. Wrzucają ją takiemu delikwentowi do trunku – i ten ląduje sam w kiblu dając spokój płci pięknej. Na pisanie tekstu umówiłem się z Arkiem przy flaszeczce. Pisaliśmy historię jak scenariusz, ale wraz z ubywaniem whisky w butelce rymy pisały się same (śmiech). To najdłuższy tekst na płycie i drugi, który powstał przed muzyką.
Tęsknicie za anglojęzycznym Night Mistress, z którego się wywodzicie?
Jasne. Tylko nie starcza nam czasu na wszystko. Chociaż po dwóch płytach Nocnego Kochanka może właśnie nadszedł czas na kolejny album Night Mistress? Zwłaszcza że część materiału mamy właściwie gotową. Zainteresowanie Night Mistress wzrosło zresztą znacznie na fali popularności Nocnego Kochanka. Być może zagramy więc jakieś koncerty z anglojęzycznym materiałem, bo mamy sporo fanów, którzy zdecydowanie wolą tę poważniejszą część naszej działalności. Czas pokaże.
rozmawiał: ŁUKASZ WEWIÓR
Wywiad ukazał się w numerze „Teraz Rocka” ze stycznia 2017 roku. Obecnie w sprzedaży dostępny jest wrześniowy numer pisma, w którym redakcja sporo miejsca poświęciła takim wykonawcom jak: Tool, Ian Gillan, Pink Floyd, Prophets of Rage czy Soen. Pismo dostępne jest w kioskach w całej Polsce oraz na stronie TerazMuzyka.pl.
Właściwie to już nasza pierwsza płyta, Hewi Metal, była trochę autoparodystyczna. W tekstach często pojawiały się żartobliwe nawiązania do subkultury metalowej. Sami do niej należymy, choć już niekoniecznie nosimy glany i długie włosy i rzadziej pijemy tanie wino w parku – a kiedyś byliśmy takimi Dżentelmenami metalu (śmiech). Dlatego na drugiej płycie postanowiliśmy ponabijać się z samych siebie, ponieważ staliśmy się zdrajcami dla ortodoksyjnych fanów metalu. Przy okazji podkoloryzowaliśmy też pewne cechy muzyków metalowych w utworze o wymownym tytule Smoki i gołe baby. Ale też stwierdziłem, że w sercach wciąż mamy długie włosy i glany (śmiech). Ludzie obecnie nie do końca zdają sobie sprawę, co to jest ten heavy metal. Dlatego na sesję fotograficzną do płyty Zdrajcy metalu założyliśmy skóry i łańcuchy, umalowaliśmy twarze w stylu blackmetalowym i przywdzialiśmy t-shirty z George’em Michaelem czy Justinem Bieberem (śmiech).
Zaskoczyły was sukces waszego debiutanckiego albumu Hewi Metal i dobra frekwencja na waszych koncertach?
Spodziewaliśmy się dobrego odbioru, ponieważ przy naszych pierwszych jajcarskich numerach po polsku odbieraliśmy liczne sygnały zapotrzebowania na kontynuację, ale nie spodziewaliśmy się aż takiej skali sukcesu. Kiedyś z Night Mistress graliśmy koncerty dla stu osób, a na ostatnim koncercie Nocnego Kochanka w Warszawie było prawie tysiąc! Przychodzą nie tylko młodzi metalowcy, ale też starsze pokolenie z luźniejszym poczuciem humoru oraz osoby zupełnie wcześniej nie związane z metalem − rzekłbym nawrócone (śmiech). Prawda jest taka, że społeczeństwu znudziło się wałkowanie takiej samej muzyki. Poza tym sam jako fan czekałem na nowy heavy metal po polsku, nie tylko w wykonaniu Kata, Turbo i TSA. A dzięki Nocnemu Kochankowi można pośpiewać i pobawić się przy metalowych dźwiękach.
Na drugiej płycie znajdziemy sporo swobodnych nawiązań do twórczości ikonicznych grup, jak AC/DC w Pierwszego nie przepijam, Judas Priest w Poniedziałku, Running Wild w De Pajrat Bej, Primal Fear w Dziabniętym, Tenacious D w Gdzie jesteś. Takie podejście ułatwiło pracę, czy wręcz przeciwnie?
Nie wiem (śmiech). Nocny Kochanek z założenia jest tworem, który naśladuje – więc wręcz zobligowani byliśmy do pójścia tą drogą. Musiało być dużo klimatów Judas Priest, Iron Maiden, Helloween czy Primal Fear. Na drugiej płycie poszerzyliśmy formułę, choćby o AC/DC, bo do nich jeszcze nas nie porównywali, a bardzo ich lubimy. A jeśli chodzi o mnie, to Whole Lotta Rosie był moim sztandarowym numerem na karaoke (śmiech). Pierwszego nie przepijam nagrałem prawie w całości z marszu po całym dniu nagrań, kiedy głos był naturalnie zmęczony i bardziej chrypiący. Z kolei w Gdzie jesteś chyba podświadomie nawiązaliśmy do Tenacious D, bo Kazon i ja jesteśmy ich wielkimi fanami.
Odnoszę wrażenie, że partie wokalne uprościliście, ale instrumentalnie wręcz przeciwnie, kombinujecie sporo.
Zależało nam na prostych melodiach, ale chłopaki na tej płycie rzeczywiście polecieli. Jest dużo gitarowych wygibasów, również nasz nowy perkusista, Tomasz Nachyła, starał się bardzo mocno pokazać jak najlepiej swe umiejętności. Chodzi nam jednak o muzykę rozrywkową, więc mam nadzieję, że wokal trzyma fason, by było prosto, acz nie prostacko.
Wasze przaśne teksty wiele osób konsternują zamiast bawić. Co im powiesz?
Nic (śmiech). Trudno. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Nie dziwi mnie fakt, że nie wszystkim odpowiada taki rodzaj żartu. My po prostu uwielbiamy wygłupy. Co prawda staramy się, by teksty nie wyszły zbyt żenująco, choć momentami nam to nie wychodzi (śmiech).
Macie jednak szlachetne wzorce, bowiem humor Piosenki o niczym nawiązuje do kultowego filmu Beavis And Butt-head Do America.
Tekst tego utworu powstał przed muzyką, co bardzo rzadko się nam przytrafia. Napisałem go jadąc busem, a Arek (Cieśla vel Majstrak, gitarzysta grupy – przyp. łw) momentalnie dorobił dźwięki. To faktycznie piosenka o niczym. Szukałem rymu do słowa śpiewa i zastosowałem lesbijska mewa, mając w pamięci genialną piosenkę z Beavisa i Butt-heada.
Krzysztof Skiba nazwał was „metalowym Big Cycem”. Co ty na to?
To ogromny komplement. Big Cyc był prekursorem jajcarskiego grania w naszym kraju, więc jesteśmy szalenie dumni z tytułu „metalowego Big Cyca”, nadanego nam przez samego Skibę.
Czy sytuacja z De Pajrat Bej przydarzyła się komuś z was?
Nie, to kolega kolegi trafił omyłkowo w internecie na porno innej orientacji (śmiech). Poszliśmy po linii skojarzeń, skoro torrenty to piraci, a skoro piraci to Running Wild, więc we wstępie nawiązaliśmy po swojemu do ich Port Royal.
A Pigułkę samogwałtu, o której śpiewacie, stosujecie?
(śmiech) Pigułkę wymyśliliśmy jako broń dziewcząt chodzących na dyskoteki przeciwko natarczywym napaleńcom. Wrzucają ją takiemu delikwentowi do trunku – i ten ląduje sam w kiblu dając spokój płci pięknej. Na pisanie tekstu umówiłem się z Arkiem przy flaszeczce. Pisaliśmy historię jak scenariusz, ale wraz z ubywaniem whisky w butelce rymy pisały się same (śmiech). To najdłuższy tekst na płycie i drugi, który powstał przed muzyką.
Tęsknicie za anglojęzycznym Night Mistress, z którego się wywodzicie?
Jasne. Tylko nie starcza nam czasu na wszystko. Chociaż po dwóch płytach Nocnego Kochanka może właśnie nadszedł czas na kolejny album Night Mistress? Zwłaszcza że część materiału mamy właściwie gotową. Zainteresowanie Night Mistress wzrosło zresztą znacznie na fali popularności Nocnego Kochanka. Być może zagramy więc jakieś koncerty z anglojęzycznym materiałem, bo mamy sporo fanów, którzy zdecydowanie wolą tę poważniejszą część naszej działalności. Czas pokaże.
rozmawiał: ŁUKASZ WEWIÓR
Wywiad ukazał się w numerze „Teraz Rocka” ze stycznia 2017 roku. Obecnie w sprzedaży dostępny jest wrześniowy numer pisma, w którym redakcja sporo miejsca poświęciła takim wykonawcom jak: Tool, Ian Gillan, Pink Floyd, Prophets of Rage czy Soen. Pismo dostępne jest w kioskach w całej Polsce oraz na stronie TerazMuzyka.pl.
PRZECZYTAJ JESZCZE