Soft Machine: Dać z siebie wszystko
fot. nadesłane
Rozmowa z Johnem Etheridge'em
REKLAMA
Kto dla ciebie jako młodego gitarzysty był wzorem gry na tym instrumencie? Słyszałem, że inspirowali cię Hank Marvin, Jimi Hendrix czy John McLaughlin.
Wszyscy oni plus Eric Clapton, ważniejszy dla mnie i świata gitary niż Jimi Hendrix, który też oczywiście był świetny. To Clapton wynalazł przesterowane brzmienie gitary – ludzie zdają się o tym zapominać. Bez niego nie byłoby Petera Greena, Gary’ego Moore’a, Davida Gilmoura, Duane’a Allmana, Joe Walsha i tak dalej. W mojej młodości tylko Albert Lee, Steve Howe, Robert Fripp i Pete Banks byli odporni na jego wpływy. W tamtych czasach prawie wszyscy kopiowali tego faceta!
Wiem, że inspirowali cię też muzycy jazzowi…
Zacząłem słuchać jazzu dzięki ojcu, bardzo do¬bremu pianiście, który grał w klimacie Teddy’ego Wilsona. To on podsunął mi nagrania Charliego Christiana, który był dla gitary jazzowej tym, kim Eric Clapton dla rockowej – wszyscy go naśladowali. Tata zwrócił mi też uwagę na Lestera Younga i Stana Getza. Kochałem tych gości i chciałem grać na gitarze brzmieniem saksofo¬nowym. Nadal próbuję. Uwielbiałem również Django Reinhardta, jak zresztą wszyscy gitarzyści, starałem się grać jak on. Marzyłem o spotkaniu skrzypka Stephane Grappellego (który występo¬wał z Reinhardtem – red.), a potem grałem z nim. Niewiarygodne!
Przed Soft Machine grałeś w zespole Darryl Way’s Wolf. Jak do niego trafiłeś?
Odpowiedziałem na ogłoszenie w tygodniku „Melody Maker” i poszedłem na przesłuchanie. W tym czasie Darryl zamierzał tworzyć muzykę inspirowaną dokonaniami Mahavishnu Orche¬stra Johna McLaughlina. Jego materiał był jednak inny. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek polubił mój sposób grania, który był właściwie klasycznie jazzowy. Myślę, że chciał, żebym grał jak Ritchie Blackmore, ale pozostałem nieprzejednany. A po¬nieważ zbierałem świetne recenzje, musiał się z tym pogodzić. Lubię tylko jeden album zespołu Darryl Way’s Wolf – Night Music z 1974 roku. To tam, w solówce z nagrania Flat 2/55, po raz pierw¬szy zacząłem brzmieć tak, jak chciałem brzmieć. Niestety, album ukazał się już po rozwiązaniu gru¬py. Szkoda, że się rozpadła, bo to dobry album.
Do Soft Machine trafiłeś po odejściu Allana Hold¬swortha. W jaki sposób do tego doszło?
To Allan mnie polecił, co naprawdę doceniam, po¬nieważ reszta nie miała pojęcia o moim istnieniu, a szukali gitarzysty ze świata jazzu. Przesłuchali mnie, a zaraz potem pojechałem z nimi na koncerty do Włoch, by promować płytę Bundles, musiałem więc szybko wejść w buty wielkiego poprzednika.
Czy po dołączeniu miałeś wpływ na kierunek muzyczny Soft Machine?
W 1975 roku miałem niewielki wpływ – wyjątek to moje solówki. Na czele zespołu stał wtedy Karl Jenkins i to on tworzył główną część kompozycji. A ja byłem szczęśliwy, że w tym uczestniczyłem. Chciałem po prostu grać ze świetnymi muzykami, takimi jak John Marshall i Roy Babbington. Mam wielkie szczęście grać z nimi do dziś.
Najnowsza płyta Soft Machine Hidden Details została ciepło oceniona przez słuchaczy. Jak sam ją oceniasz?
Naprawdę bardzo dobrze. To najlepsza płyta, jaką nagraliśmy. Uwielbiam utwór tytułowy. Wszyscy wypadli w nim kapitalnie, a ja w swojej solówce dałem z siebie wszystko, co nie zdarza się często w studiu.
Hidden Details dedykowaliście zmarłemu nie¬dawno Jonowi Hisemanowi z Colosseum. Jak go wspominasz?
Był niezwykłym człowiekiem. I wszechstronnym artystą. Świetnym perkusistą, liderem zespołu i inżynierem dźwięku oraz, co może najważniejsze, wspaniałym opiekunem dla swojej żony Barbary Thompson, która cierpiała na chorobę Parkinsona. Naprawdę niesamowity człowiek. Bardzo mi go brakuje.
Często wracam do twoich nagrań z innym nie¬żyjącym już członkiem Colosseum, saksofonistą Dickiem Heckstall-Smithem. Jakim był muzy¬kiem, człowiekiem?
Kochany Dick. Absolutny angielski ekscentryk! Takich ludzi już nie ma. Indywidualista, ktoś wyjątkowy zarówno jako osoba, jak i muzyk. Jego gra była ekscentryczna i oryginalna – czasami świetna, ale czasem mętna. Posłuchaj, jak zagrał w Born To Be Blue z Jackiem Bruce’em, Johnem MacLaughlinem i Jonem Hisemanem. Coś wspaniałego. Dick i ja przez kilka lat regularnie koncertowaliśmy w Niemczech z Rainerem Gla¬sem, Chrisem Beierem i Evertem Fratermanem. To była całkiem popularna grupa. Bardzo tęsknię za Dickiem.
Poza Soft Machine udzielałeś się i nadal udzielasz w wielu projektach. O których myślisz z najwięk¬szą satysfakcją?
Zacznę od Sweet Chorus, który powstał 20 lat temu, by oddać hołd Stephane Grappellemu i ma w składzie wspaniałego skrzypka Chrisa Garricka. Inny to Zappatistas, z którym wykonuję muzykę Franka Zappy. To świetna zabawa. Występujemy mniej więcej raz w roku. Od wielu lat gram z Joh-nem Williamsem, prawdopodobnie najlepszym gitarzystą klasycznym na świecie. Długo działa¬liśmy jako duet, a ostatnio dodaliśmy kolejnego świetnego gitarzystę – Gary’ego Ryana. Mam też Bluesy Organ Trio z Pete’em Whittakerem i Nikiem France’em. Koncertuję z nim w klubach. Poza tym działam jako solista. Ostatnio, niestety, mniej, chociaż daje mi to wiele radości. To bardzo wyzwalające doświadczenie.
W lipcu zagrasz z Soft Machine w Warszawie na Summer Fog Festival. To będzie druga wizyta zespołu w Polsce. Czego mamy się spodziewać?
Druga wizyta? No tak, graliśmy w Polsce jakiś czas temu (13 maja 2011 w Poznaniu – red.), ale później występowałem też z Johnem Williamsem (w kwietniu 2012 duet odbył trasę po kraju – red.). Cóż mogę powiedzieć? Soft Machine to zespół jedyny w swoim rodzaju. A jest teraz w lepszej for¬mie niż kiedykolwiek. Gramy genialnie. Przyjdź, przekonasz się.
rozmawiał: WŁODZIMIERZ BRÓŻ
Wywiad ukazał się w „Teraz Rocku” z czerwca 2019 roku. Wszystkie archiwalne numery pisma, a także wyjątkowe Wydania Specjalne znajdziesz w sklepie na stronie TerazMuzyka.pl.
Wszyscy oni plus Eric Clapton, ważniejszy dla mnie i świata gitary niż Jimi Hendrix, który też oczywiście był świetny. To Clapton wynalazł przesterowane brzmienie gitary – ludzie zdają się o tym zapominać. Bez niego nie byłoby Petera Greena, Gary’ego Moore’a, Davida Gilmoura, Duane’a Allmana, Joe Walsha i tak dalej. W mojej młodości tylko Albert Lee, Steve Howe, Robert Fripp i Pete Banks byli odporni na jego wpływy. W tamtych czasach prawie wszyscy kopiowali tego faceta!
Wiem, że inspirowali cię też muzycy jazzowi…
Zacząłem słuchać jazzu dzięki ojcu, bardzo do¬bremu pianiście, który grał w klimacie Teddy’ego Wilsona. To on podsunął mi nagrania Charliego Christiana, który był dla gitary jazzowej tym, kim Eric Clapton dla rockowej – wszyscy go naśladowali. Tata zwrócił mi też uwagę na Lestera Younga i Stana Getza. Kochałem tych gości i chciałem grać na gitarze brzmieniem saksofo¬nowym. Nadal próbuję. Uwielbiałem również Django Reinhardta, jak zresztą wszyscy gitarzyści, starałem się grać jak on. Marzyłem o spotkaniu skrzypka Stephane Grappellego (który występo¬wał z Reinhardtem – red.), a potem grałem z nim. Niewiarygodne!
Przed Soft Machine grałeś w zespole Darryl Way’s Wolf. Jak do niego trafiłeś?
Odpowiedziałem na ogłoszenie w tygodniku „Melody Maker” i poszedłem na przesłuchanie. W tym czasie Darryl zamierzał tworzyć muzykę inspirowaną dokonaniami Mahavishnu Orche¬stra Johna McLaughlina. Jego materiał był jednak inny. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek polubił mój sposób grania, który był właściwie klasycznie jazzowy. Myślę, że chciał, żebym grał jak Ritchie Blackmore, ale pozostałem nieprzejednany. A po¬nieważ zbierałem świetne recenzje, musiał się z tym pogodzić. Lubię tylko jeden album zespołu Darryl Way’s Wolf – Night Music z 1974 roku. To tam, w solówce z nagrania Flat 2/55, po raz pierw¬szy zacząłem brzmieć tak, jak chciałem brzmieć. Niestety, album ukazał się już po rozwiązaniu gru¬py. Szkoda, że się rozpadła, bo to dobry album.
Do Soft Machine trafiłeś po odejściu Allana Hold¬swortha. W jaki sposób do tego doszło?
To Allan mnie polecił, co naprawdę doceniam, po¬nieważ reszta nie miała pojęcia o moim istnieniu, a szukali gitarzysty ze świata jazzu. Przesłuchali mnie, a zaraz potem pojechałem z nimi na koncerty do Włoch, by promować płytę Bundles, musiałem więc szybko wejść w buty wielkiego poprzednika.
Czy po dołączeniu miałeś wpływ na kierunek muzyczny Soft Machine?
W 1975 roku miałem niewielki wpływ – wyjątek to moje solówki. Na czele zespołu stał wtedy Karl Jenkins i to on tworzył główną część kompozycji. A ja byłem szczęśliwy, że w tym uczestniczyłem. Chciałem po prostu grać ze świetnymi muzykami, takimi jak John Marshall i Roy Babbington. Mam wielkie szczęście grać z nimi do dziś.
Naprawdę bardzo dobrze. To najlepsza płyta, jaką nagraliśmy. Uwielbiam utwór tytułowy. Wszyscy wypadli w nim kapitalnie, a ja w swojej solówce dałem z siebie wszystko, co nie zdarza się często w studiu.
Hidden Details dedykowaliście zmarłemu nie¬dawno Jonowi Hisemanowi z Colosseum. Jak go wspominasz?
Był niezwykłym człowiekiem. I wszechstronnym artystą. Świetnym perkusistą, liderem zespołu i inżynierem dźwięku oraz, co może najważniejsze, wspaniałym opiekunem dla swojej żony Barbary Thompson, która cierpiała na chorobę Parkinsona. Naprawdę niesamowity człowiek. Bardzo mi go brakuje.
Często wracam do twoich nagrań z innym nie¬żyjącym już członkiem Colosseum, saksofonistą Dickiem Heckstall-Smithem. Jakim był muzy¬kiem, człowiekiem?
Kochany Dick. Absolutny angielski ekscentryk! Takich ludzi już nie ma. Indywidualista, ktoś wyjątkowy zarówno jako osoba, jak i muzyk. Jego gra była ekscentryczna i oryginalna – czasami świetna, ale czasem mętna. Posłuchaj, jak zagrał w Born To Be Blue z Jackiem Bruce’em, Johnem MacLaughlinem i Jonem Hisemanem. Coś wspaniałego. Dick i ja przez kilka lat regularnie koncertowaliśmy w Niemczech z Rainerem Gla¬sem, Chrisem Beierem i Evertem Fratermanem. To była całkiem popularna grupa. Bardzo tęsknię za Dickiem.
Poza Soft Machine udzielałeś się i nadal udzielasz w wielu projektach. O których myślisz z najwięk¬szą satysfakcją?
Zacznę od Sweet Chorus, który powstał 20 lat temu, by oddać hołd Stephane Grappellemu i ma w składzie wspaniałego skrzypka Chrisa Garricka. Inny to Zappatistas, z którym wykonuję muzykę Franka Zappy. To świetna zabawa. Występujemy mniej więcej raz w roku. Od wielu lat gram z Joh-nem Williamsem, prawdopodobnie najlepszym gitarzystą klasycznym na świecie. Długo działa¬liśmy jako duet, a ostatnio dodaliśmy kolejnego świetnego gitarzystę – Gary’ego Ryana. Mam też Bluesy Organ Trio z Pete’em Whittakerem i Nikiem France’em. Koncertuję z nim w klubach. Poza tym działam jako solista. Ostatnio, niestety, mniej, chociaż daje mi to wiele radości. To bardzo wyzwalające doświadczenie.
W lipcu zagrasz z Soft Machine w Warszawie na Summer Fog Festival. To będzie druga wizyta zespołu w Polsce. Czego mamy się spodziewać?
Druga wizyta? No tak, graliśmy w Polsce jakiś czas temu (13 maja 2011 w Poznaniu – red.), ale później występowałem też z Johnem Williamsem (w kwietniu 2012 duet odbył trasę po kraju – red.). Cóż mogę powiedzieć? Soft Machine to zespół jedyny w swoim rodzaju. A jest teraz w lepszej for¬mie niż kiedykolwiek. Gramy genialnie. Przyjdź, przekonasz się.
rozmawiał: WŁODZIMIERZ BRÓŻ
Wywiad ukazał się w „Teraz Rocku” z czerwca 2019 roku. Wszystkie archiwalne numery pisma, a także wyjątkowe Wydania Specjalne znajdziesz w sklepie na stronie TerazMuzyka.pl.
PRZECZYTAJ JESZCZE